Odkąd wróciłam do jazdy po porodzie marzyły mi się konsultacje z trenerem, który spojrzałby na naszą pracę z szerszej perspektywy, świeżym okiem. Chciałam, żeby ten trener pozostawał w swoich jeździeckich poglądach gdzieś tam w obrębie nurtu klasycznego jeździectwa, zgodnie z którym pracujemy z Siwym pod okiem Ali, a same konsultacje odbywały się w miarę blisko i niekoniecznie w atmosferze zadęcia, splendoru i wysokiego sportu, do której oboje z Siwym pasujemy jak wół do karety. Acha, no i żeby nie kosztowały majątek. Okazało się, że jest to marzenie trudne do spełnienia. Po pierwsze dlatego, że chociaż moje wymagania wobec samego trenera nie były szczególnie skomplikowanie i nie było ich dużo, to faktyczna lista trenerów, którzy by je spełniali, okazała się zadziwiająco krótka. Do tego małopolska nie jest niestety stolicą jeździectwa i konsultacji w regionie mamy tyle, co kot napłakał. Na jesieni przymierzałyśmy się z Agatą do samodzielnej organizacji szkolenia z Wojciechem Mickunasem u nas w stajni. Pomysł upadł jednak w związku z małym zainteresowaniem, a uznałyśmy, że we dwie 16 godzin treningów w jeden weekend nie obskoczymy, a przynajmniej nie obskoczą nasze rumaki. Po przetrawieniu tej organizacyjnej porażki, uznałam, że na ten moment muszę odłożyć swoje marzenie o konsultacjach na półkę i pogodzić się z faktem, że najwidoczniej to nie jest czas na jego spełnianie. I kiedy zrezygnowałam już z walki o realizację tego szkoleniowego marzania, nadarzyła się okazja do ściągnięcia do nas do stajni Katarzyny Waligórskiej na treningi ze mną i z Agatą, czyli układ idealny – konsultacje bez konieczności pakowania Siwego do przyczepy, wyjazdu, oswajania z nowym miejscem, ale przy tym bez organizowania większej ilości uczestników. Jednym słowem „Najlepiej!”.
Jako że dni i tygodnie w związku z pożerającą każdą wolną chwilę pracą na Galopem Horse&Rider i bardzo napiętym grafikiem, lecą mi ostatnio jak z bicza strzelił, wyczekiwane kosultacje nadeszły szybciej niż szybko. Przyznaję się bez bicia, że miałam nie lada tremę, dotychczas pracowaliśmy z Siwym pod okiem mocno zaprzyjaźnionych trenerów, a pierwszy raz miał się nam przyglądać ktoś zupełnie obcy i to na codzień pracujący z nieco bardziej zaawansowanymi parami. Na szczęście nasze „konsultacje” były mocno prywatne, bez przyglądającej się widowni i kolejnych koni czekających w kolejce, tylko ja, Agata, dziewczynki i Kasia Waligórska, nie licząc więc trenera skład jak na naszych codziennych jazdach. Cała trema ulotniła się, kiedy tylko faktycznie zaczęliśmy pracę, po części dlatego że nauczyłam się już koncentrować w siodle na Siwym a nie na wszystkim w okół, a po cześci dlatego że sama Kasia Waligórska okazała się bardzo sympatyczną osobą, ale przy tym bardzo rzeczową i wymagającą skupienia.
Już po pierwszych kilku chwilach stępa na luźnej wodzy i niezobowiązującej pogawędki trenerka wiedziała o nas wszystko i bardzo trafnie opisała Siwego jako konia raczej do pchania, ale z tendencją do pływania między pomocami i uciekania spod jeźdźca. Głównym celem i tematem naszego spotkania był dobry takt i kontrola kierunku jazdy. Brzmi banalnie, ale nie jest ani trochę banalne. Fabian ma bardzo mocno utrwalony nawyk wypadania łopatką po jednej stronie ujeżdżalni i ściągania w stronę stajni po drugiej. Przyzwyczajenie jest tak silne, że Siwy dopiero odkrywa, że można inaczej, a i tak wymaga ciągłej kontroli. Do tego jest typem, który lubi stawiać na swoim, kontrolować sytuację, więc wykorzystuję każdą okazję, by wrócić do swoich przyzwyczajeń. Ten nawyk jest niestety mocno tragiczny w skutkach, w efekcie sypią nam się bowiem dwa filary współpracy – dobry takt i utrzymywanie kierunku jazdy. Te przyzwyczajenia Siwego to oczywiście w dużej mierze jeśli nie wyłącznie moja wina i jest to efekt mojej pracy nieco po omacku, jako osoby umiarkowanie doświadczonej w pracy z młodymi końmi i błędów, które popełniłam na początku naszej przygody, a które potem utrwaliłam i popełniałam notorycznie.
Pracowaliśmy z Siwym na kole w stępie i kłusie, czyli żadnych fajerwerków, a celem było utrzymanie dobrego rytmu, przy zaangażowanym, faktycznie pracującym grzbiecie oraz moja stuprocentowa kontrola nad precyzyjnie obranym kierunkiem jazdy, nie wpływająca na ustawienie Siwego, na rytm i takt. Podczas jednego treningu nigdy nie zdziała się cudów i nie rozwiąże wszystkich problemów, ale można znaleźć kierunek i cel dalszej pracy. Kasia Waligórska w dużej mierze chciała pokazać mi do czego powinnam dążyć, kiedy jest dobrze, jakie to uczucie w siodle, kiedy Fabian pracuje poprawnie, żebym zapamiętała to wrażenie i wiedziała do czego dążyć podczas kolejnych treningów, żebym miała taki pozytywny punkt odniesienia. Muszę przyznać, że uczucie, które miałam w siodle po godziny solidnej pracy pod okiem Kasi Waligórskiej było mocno niesamowite. Siwy faktycznie pracował grzbietem i nagle okazało się, że jego ruch jest harmonijny, wygodniejszy, a sam Fabian wyższy dobre kilka centymetrów! Po prostu wow!
Na drodze do tej harmonijnej współpracy z Siwym stoi jednak kilka moich poważnych błędów do przepracowania. Prawy bark nad którym nie mam kontroli, który wysuwam do przodu, nieświadomie oddając prawą wodzę, tracąc na niej kontakt i rotując cały korpus w lewo. Oprócz kwestii prawego barku do przepracowania jest moje panowanie nad sylwetką, równe obciążanie strzemion, bez pchania łydek do przodu, opieranie się na kolanach miękko leżących w siodle. Jest też kwestia ciężaru ciała, który mam tendencję wyrzucać na zewnętrzną, kiedy Siwy zaczyna wypadać z ustawienia i napierać na tę stronę. Kontrola nad ciężarem ciała, środkiem ciężkości i prowadzenie konia za ich pomocą to też osobny wątek i temat do przepracowania.
Przez ostatnie tygodnie starałam się sumiennie wprowadzać w życie porady z tych konsultacji, mam zresztą wrażenie że ostatnie tygodnie mimo lepszych i gorszych (a nawet bardzo złych) dni były czasem na prawdę solidnej pracy zarówno po mojej stronie, jak i po Siwego, a ta praca zaczyna powoli procentować. W przyszłym tygodniu czekają nas kolejne konsultacje z Kasią Waligórską i szczerze mówiąc nie mogę się juz ich doczekać. Taki zresztą rytm regularnych cotygodniowych treningów pod okiem jednej osoby (czy uzupełniających się dwóch osób jak w naszym wypadku) uzupełnionych samodzielną pracą oraz konsultacje z trenerem pozostającym w obrębie tej samej klasycznej szkoły jazdy to dla nas idealny plan treningowy. Na codzień przy pomocy z ziemi Ali i Jagody na bierząco rzeźbimy, poprawiamy i pracujemy, Kasia Waligórska raz na czas przygląda się nam z szerszej perspektywy i nadaje tej pracy ogólny kierunek, a do tego samodzielnie z Siwym odrabiamy swoje prace domowe i powoli małymi kroczkami idziemy do przodu ścieżką dobrej komunikacji i harmonii.
hej, do jakiej stajni ściągnęłaś p.Kasie? pozdrawiam