Po wpadce z fatalną jakością i przygodach z reklamacją zestawu czapsy + sztyblety Pascuello, od stycznia jeździłam w nowym zestawie, który dostałam w ramach tej reklamacji, co prawda nie w wyniku uznania przez producenta moich wniosków, tylko w związku z przekroczeniem ustawowego czasu, który producent i sklep mają na rozpatrzenie reklamacji. A to zgodnie z prawem konsumenta oznacza uznanie roszczeń klienta. Tak czy siak dostałam nowy zestaw, który niestety po trzech miesiącach używania wyglądał dokładnie tak samo jak poprzedni. Guma w czapsach zaczęła się pruć przy szwie, zamek się rozpinał i generalnie wyglądały tak, jak czapsy czy sztyblety mają prawo wyglądać, ale po dwóch czy trzech latach intensywnego jeżdżenia, a nie po trzech miesiącach. Prezentowały się umiarkowanie wyjściowo i kiepsko spełniały swoją funkcję, ale jeździłam w nich dalej, chociaż perspektywa wydania kilkuset złotych na nowy zestaw jednoznacznie się do mnie zbliżała. Okazało się, że tym razem rodzina mnie uprzedziła i tak dostałam w prezencie urodzinowym od mojego Męża i Taty nowiusieńkie, piękne i skrycie wymarzone oficerki Petrie. A trzeba na wstępie zaznaczyć, że Petrie trochę mi się śniły od bardzo dawna. Zresztą oficerki jako takie były wysoko na mojej liście jeździeckich życzeń (a w zasadzie życzeń jako takich, bo ja innych marzeń niż końskie nie mam), ale raczej tych, które nie są niezbędne do życia, a że moje jeździectwo jako takie generuje masę wydatków, to oficerki znajdowały się w kategorii „bardzo bym chciała, ale w najbliższym dziesięcioleciu mieć nie będę”. A akurat Petrie podobały mi się w sposób szczególny ze względu na klasyczną, prostą linię, taki tradycyjny sportowy styl, bez dodatkowych ozdób, kamieni, lakierowanych wstawek i gadżetów. No i takie właśnie klasyczne, piękne i wymarzone Petrie Melbourne stoją sobie od trzech miesięcy w mojej szafce. I po tych trzech miesiącach wyglądają tak, czyli całkiem nieźle, ale od początku.
Melbourne to jeden z najtańszych modeli skokowych oficerek Petrie w zaskakująco przystępnej jak na oficerki cenie. Większość modeli Petrie powstaje na wymiar, akurat ten model ma dostępną rozmiarówkę jedynie z katalogu, ale dzięki elastycznej wstawce z tyłu dobrze dopasowuje się do nogi, a dodatkowo, co było dla mnie szczególnie ważne, ma rozmiarówkę w wersji standardowej, szerszej lub wydłużonej. Ze swoim 177cm wzrostu w oficerkach standardowej wysokości wyglądałabym, jak w butach młodszej siostry sięgających mi połowy łydki. Większość modeli oficerek w cenie mieszczącej się w granicach 1000pln występuje tylko w jednej wersji rozmiarówki, ewentualnie w wersji szerszej, a to przy moim wzroście kompletnie by się nie sprawdziło. Przy tabeli rozmiarów Petrie miałam szansę na model faktycznie na mnie pasujący..
Skrycie marzyły mi się oficerki w brązowym, czekoladowym kolorze zamiast klasycznych czarnych i takie właśnie dostałam, więc chyba w ostatecznym rozrachunku nie było to takie całkiem skryte marzenie. Odcień butów Petrie jest głęboki i mocno nasycony, prawdziwie ciemnobrązowy. Melbourne to model w klasycznym skokowym stylu – sznurowany, z odciętym czubkiem, z ładnym, łagodnym łukiem, elastyczną wstawką i zamkiem z tyłu oraz dodatkowym zapięciem na napę przy kostce. Nie jestem wielbicielką zbyt wielu ozdobnych elementów, a ten model jest dla mnie idealnie wyważony. Kiedy w końcu doczekałam się na swoją parę byłam więcej niż zachwycona. Te buty wyglądają na żywo jeszcze lepiej niż na zdjęciach, a ich jakość czuć zaraz jak się je weźmie do ręki. Ale nie ukrywam, że początki były trudne i pierwsze dni jazdy w tych butach były męką. Nie było to dla mnie szczególnym zaskoczeniem – oficerki zwyczajnie muszą się rozchodzić i dopasować do nogi, a ten proces wiąże się w sposób raczej niestety nieodłączny z cierpieniami właściciela. Przeczekałam, przejeździłam, zużyłam pewną ilość plastrów, co by względnie chronić moje pozdzierane do krwi kostki i zgięcia pod kolanami i teraz Petrie leżą jak ulał i są idealnie wygodne.
Nie mam złudzeń, że oficerki za mniej niż tysiąc złotych to nie jest górna półka tego rodzaju produktów. A w przypadku oficerek Petrie model Melbourne to mocno ekonomiczna wersja producenta, a te potrafią w ostatecznym rozrachunku być albo doskonałą okazją albo totalną stratą pieniędzy. Czekałam z recenzją kilka miesięcy, żeby faktycznie przekonać się jak sprawdzają się w praktyce. Mam te buty trzy miesiące, przez ten czas jeździłam w nich praktycznie codziennie. Na hali, na zewnętrznej ujeżdżalni, w deszczu i na słońcu. Nie przejmowałam się błotem, piaskiem czy kurzem. Wiadomo, że z zasady staram się dbać o sprzęt, a już w szczególności o taki, który był wymarzony i wyczekany. Ale nie mam i nigdy nie miałam nabożnego stosunku do przedmiotów. Rzeczy są do używania, a nie do patrzenia na nie. Regularnie i sumiennie czyszczę i smaruję oficerki, po treningu nie rzucam ich w kąt, tylko odstawiam w prawidłach na miejsce, ale równocześnie nie jest to dla mnie sprzęt ubierany od święta, do zdjęć i na zawody, tylko codzienny ekwipunek, a ten pracuje bez względu na warunki. Po trzech miesiącach takiego solidnego i bardzo „normalnego”, codziennego jeżdżenia jestem w tych butach tak samo zakochana, jak po wyjęciu ich z pudełka. Sprawują się doskonale i wciąż wyglądają świetnie, skóra przez ten czas nigdzie się nie przetarła, w żadnym miejscu nie jest naruszona czy zniszczona. Są przy tym naprawdę wygodne. I to chyba jest najlepsza recenzja. Bo oficerki mają być wygodne, dobrze leżeć i podobać się właścicielowi. A oprócz tego służyć możliwie długo w dobrym stanie. I tyle. Petrie naprawdę dobrze sprawdzają się w codziennych treningach, to jest dla mnie ich główna funkcja, mają służyć w codziennej pracy, a nie tylko wyglądać. Ale nie ukrywam, że cieszy też fakt, że po szybkim wyczyszczeniu i nasmarowaniu wyglądały świetnie na zawodach, w końcu co się nie dojedzie, to się dowygląda. Po tych trzech miesiącach używania moich oficerek jestem pełna optymizmu i liczę, że Petrie faktycznie będą mi dobrze i długo służyć.
Moja para trafiła do mnie za pośrednictwem krakowskiego sklepu Horse-Trade. Było sporym logistycznym ułatwieniem przy zakupie butów, że sklep, mogłam odwiedzić stacjonarnie. W przypadku mojego modelu nie było potrzeby zdejmowania miary, ale przy oficerkach stricte na wymiar pewnie byłoby jeszcze większym ułatwieniem. Niemniej jednak dobrze było mój właściwy zamówiony egzemplarz, kiedy w końcu dotarł do sklepu, obejrzeć, przymierzyć i odebrać wygodnie na miejscu. Zresztą sam proces zamawiania w Horse-Tade był raczej z gatunku bardzo przyjemnych, co nie było dla mnie szczególnym zaskoczeniem, ponieważ jest to miejsce regularnie przeze mnie odwiedzane i żadnych wpadek przy zamówieniach i obsłudze nigdy tam nie miałam. Tym razem dodatkowo obsługa znosiła moje niecierpliwe telefony w oczekiwaniu na dostawę wyjątkowo dzielnie, co było nie lada wyzwaniem.
Pewnie prawdziwie rzetelną opinię oficerek będę mogła wystawić po jeszcze dłuższym czasie użytkowania, kiedy przekonam się, jak wyglądają i jak się trzymają po roku czy półtora pracy, jak zniosa jesień czy zimę, ale już teraz po trzech intensywnych miesiącach treningów w tych butach, mogę spokojnie powiedzieć, że to był fantastyczny prezent, ale też zwyczajnie dobry zakup. Buty są solidne, jak na razie dzielnie znoszą moje umiarkowanie nabożne podejście do ich używania i wciąż wyglądają świetnie. Takie jeździeckie zakupy lubię najbardziej – wyczekane i wymarzone, a przy tym w pełni spełniające wszystkie oczekiwania.