Codzienność

Konsultacje z M. Morsztyn, dzień II – Na Lonży

Drugi dzień konsultacji z Małgorzatą Morsztyn zaczęliśmy od kontroli mojego siodła. Po mojej samodzielnej rozgrzewce szybko okazało się, że ja wprawdzie siedzę z grubsza na środku, ale siodło już niekoniecznie. Pojawiło się więc podejrzenie, że może być to wina niesymetrycznego, wymagającego korekty siodła. Szybki test z innym siodłem ujawnił, że problem z asymetrią mam ja sama, a nie sprzęt – w niedługim czasie okazało się, że i siodło Trenera mimo pozornie symetrycznej postawy przesadziłam na lewą stronę. Wróciłam więc do swojego Kentaura i ustaliliśmy, że spróbujemy popracować nad moją sylwetką. I tak trafiłam na lonżę.

IMG_3929-kopia

W efekcie dużą część tego treningu spędziliśmy na takiej typowej pracy dosiadowej – na lonży i bez strzemion, koncentrując się bardziej na mnie niż na Stefanie. Moimi głównymi zadaniami była koncentracja na moim dosiadzie, na równym symetrycznym siedzeniu w siodle, bez przesiadania się na lewą stronę, dociążania któregoś ze strzemion i napinania ramion. Miałam przy tym pilnować zewnętrzną wodzą wyprostowania Stefana, tak żeby szedł na lonży prosto, bez krzywienia się w potylicy i opierania na wewnętrznej wodzy. Okrąg po którym się poruszaliśmy był na tyle duży, a działanie samej lonży na tyle łagodne, że założenie było takie, że Stefan ma być całkiem wyprostowany. Do tego miałam skupiać się na tym, żeby mieć go cały czas przed łydką, pilnując tego wszystkiego, co wyniosłam z poprzedniego dnia treningów, a więc dobrego tempa, subtelnych, ale jednoznacznych komunikatów, dobrego obciążenia strzemion, delikatnie przyłożonych, ale nie poganiających cały czas łydek i łagodnych, równych rąk.

IMG_3905-kopia

Im mocniej koncentrowałam się na sobie i mniej robiłam w siodle, tym lepiej pracował Stefan. Działo się to bez żadnego właściwie nakładu pracy z mojej strony skierowanej na jego korektę. Im ja byłam luźniejsza i bardziej symetryczna, tym on mocniej wkraczał pod kłodę, tym luźniejszy był przodem, a mocniejszy tyłem. Pod koniec tej sesji czułam jak siodło pode mną uniosło się i wypełniło, a to najlepsze dowody na dobrą, elastyczną pracę grzbietu. Koncentrując się na sobie starałam się przede wszystkim siedzieć równo, na środku siodła, tak by mój kręgosłup łączył się z kręgosłupem Stefana, równomiernie obejmować go łydkami i symetrycznie trzymać wodze. Utrzymywać wyprostowaną, ale elastyczną sylwetkę, z pracującymi łopatkami i mięśniami brzucha. Wyciągać się w górę od kręgosłupa i równocześnie nogami mocno ciągnąć się w dół. I działać przy tym jak najmniej, przekazywać krótkie, precyzyjne sygnały, a zaraz potem wracać do nicnierobienia.

IMG_3893-kopia

Głównym celem tego treningu na lonży była oczywiście korekta moich błędów i umożliwienie mi skupienia się na poprawkach na bieżąco przekazywanych przez panią Małgosię, ale oprócz tego celem było również moje doświadczenie możliwości swojego ciała w siodle, a potem świadome ich wykorzystanie do precyzyjnej komunikacji ze Stefanem. Zbieranie różnych wrażeń tak, by potem w dalszej pracy móc działać lepiej i dokładnie, a przy tym opierać się na swoich odczuciach. I tak po sobotnim doświadczeniu jazdy bez jednej ręki, w niedzielę starałam się możliwie dociążyć i cofnąć swoje łydki, tak, by faktycznie poczuć zakres swoich możliwości. Pracowaliśmy nad tym, żebym jeżdżąc sama była w stanie wyłapywać i odróżniać lepsze momenty od gorszych. Żebym czuła różnice pomiędzy tym, jak Stefan idzie w równowadze od zadu, a kiedy jest minimalnie poza pionem i już nie wkracza tak pod kłodę. Ćwiczyliśmy precyzyjne zagalopowania, tak żebym faktycznie czuła i kontrolowała ten moment od początku do końca, od pierwszego impulsu do zagalopowania, żebym świadomie wyjeżdżała każde przejście.

IMG_3927-kopia

Większość tego treningu spędziliśmy na lonży, precyzyjnie, spokojnie szlifując. Efekty tej pracy i moje odczucia w siodle były dosyć niesamowite. Stefan jest koniem, który ma swoje za uszami, ale bardzo chce pracować z człowiekiem i bardzo łatwo wchodzi w dialog. Jego reakcje na moje równe siedzenie w siodle, na delikatne działanie ręki były więc błyskawiczne i tym bardziej ułatwiały mi pracę nad moimi błędami. Na koniec tego treningu bardziej, żeby doświadczyć w samodzielnej jeździe tego, co udało nam się wspólnie wypracować przez ostatnie dwa dni, niż żeby wprowadzać dalsze korekty, pani Małgosia puściła nas z lonży i spróbowałam przenieść ostatnie kilkadziesiąt minut pracy na lonży na normalną jazdę. Uczucie w siodle było po prostu świetne, a po Stefanie, który jest taki szczery i prosty w reakcjach, widać było na pierwszy rzut oka, że jest całkiem luźny i zadowolony z rozwoju sytuacji.

IMG_4009-kopia

Pani Małgosia ma niesamowitą umiejętność przekazywania wiedzy w trafny i zrozumiały sposób, a przy tym ogromne wyczucie nie tylko w pracy z końmi, ale też z ludźmi. Przez sporą część treningu miałam wrażenie, że w jednej ręce mam wodze, a w drugiej otwartą „Harmonię jeźdźca i konia” Sally Swift. Kto czytał tę książkę, ten wie, jak bardzo obrazowe i niezwykle trafne metafory przedstawia autorka. Sposób w jaki trener opowiada o korektach i odczuciach, których jeździec powinien doświadczać w siodle jest w pewnym sensie równie ważny, co same poprawki, niekiedy to właśnie ten sposób, w jaki trener opisuje poprawki decyduje o tym, czy jeździec będzie je faktycznie rozumiał i umiał je wprowadzić. Tak, jak w „Harmonii jeźdźca i konia” Sally Swift nie mówi o trzymaniu wodzy lekko, elastycznie i delikatnie, bo wszystkie te określenia są relatywne i bardzo mało konkretne, tylko o trzymaniu i ich tak, jakby się miało w rękach dwa wróble – na tyle delikatnie, by ich nie skrzywdzić, na tyle mocno, by ich nie wypuścić, co już daje obraz i konkretne odniesienie do tego, jakiej siły należy użyć do trzymania wodzy. Podobnie podczas konsultacji z Małgorzatą Morsztyn, poprawki i korekty, które wprowadzała, to nie były suche fakty, ale taki sposób o nich opowiadania, że nagle stawał się intuicyjny i zrozumiały. Jak wtedy, kiedy nie prosiła, żebym się wyprostowała czy puściła nogi luźno, tylko, żebym próbowała wrastać nimi w ziemię.

IMG_3875-kopia

Lubię i doceniam, że podczas tych konsultacji jest miejsce na błędy, na doświadczanie różnych sytuacji i odkrywanie, co lepiej działa. Celem pani Małgosi nie jest to, żeby poprawić mnie tu i teraz, żebym przez tę godzinę pracy siedziała dobrze, tylko żeby tak mnie pokierować, żebym sama odnalazła tę korektę i umiała do niej później wrócić. Tym cenniejsze są dla mnie te konsultacje, że odbywają się przy współpracy z moim Trenerem, więc nie mam poczucia, że podczas szkolenia pracujemy w inny sposób czy w innym kierunku niż na co dzień, a i później łatwiej mi się wraca do wrażeń i korekt z konsultacji, kiedy ktoś pomaga mi w tym i pilnuje z ziemi.

IMG_3937-kopia

Patrząc z perspektywy kilku dni od tego konsultacji, mam poczucie, że przez te dwa dni treningów pracowaliśmy na różne sposoby – eksperymentując z jazdą bez lewej ręki, pracując na lonży, pracując nad położeniem moich nóg, symetrią w siodle, wyprostowaniem, nad sylwetką Stefana i jego ruchem naprzód. Zbierałam różne doświadczenia żeby w ogólnym rozrachunku pomóc mi pracować nad dwoma tematami. Po pierwsze nad dobrym, równym usadzeniem mnie w siodle, z delikatnie działającą, spokojną ręką i podpierającą, ale swobodną i łagodną łydką, a po drugie nad tym, żebym miała Stefana przed łydką, pracującego w dobrym tempie i takcie, gotowego do ruchu naprzód, czekającego na mój sygnał. Szlifowanie i ugruntowanie tych dwóch kwestii z całą pewnością będzie tematem naszej pracy przez najbliższe tygodnie. Tym bardziej cieszę się, że przez te dwa dni konsultacji udało się nazbierać tyle wrażeń i doświadczeń, z którymi możemy dalej pracować. Przed nami kolejne wyzwania, a następne konsultacje z panią Małgosią pewnie na jesieni, więc jest nad czym pracować!

A na deser film z drugiego dnia konsultacji.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *