Uczę się od nowa.

DSC_0387

Nie jestem raczej typem jeźdźca, który swoje problemy, błędy czy niedociągnięcia tłumaczyłby błędami konia i zrzucał na niego winę za treningowe niepowodzenia. Wydaje mi się, że pracując z Fabianem nie zdarzało mi się po gorszym treningu mówić bo to Fabian dzisiaj mnie szarpał, bo to Fabian źle ląduje po skoku, bo to Fabian jest sztywny czy bo to Fabian wyłamuje. Mam przecież świadomość, że tak to już jest w jeździectwie, że większość błędów, które pozornie wydają się leżeć po stronie konia, w rzeczywistości jest lustrzanym odbiciem działań jeźdźca. I tak doskonale wiedziałam, że Fifi wybija się za wcześnie do przeszkody, bo ja go tego nauczyłam, ląduje na złą nogę, bo zaburzałam mu równowagę, próbuje mnie wywozić, bo brakuje mi zewnętrznych pomocy i tak dalej. A jednak dopiero przesiadając się na Elbrusa poczułam, jak wiele małych i wielkich problemów tłumaczyłam sama przed sobą tym, że Fabian „tak ma”. Elbrus jest koniem, który dużo potrafi i bardzo się stara, ale też nie ma w zwyczaju odgadywania intencji jeźdźca ani odwalania za niego roboty, jeśli więc człowiek nie działa precyzyjnie, nie panuje nad swoim ciałem, albo Elbrusowi przeszkadza, to on współpracy odmawia. Nie złości się, nie bryka, nie chowa urazy, po prostu nie robi. Nie chodzi tylko o duże czy trudne tematy – takie jak dajmy na to skoki, lotne zmiany czy resztę znanych mu ujeżdżeniowych elementów, ale również o jeździeckie fundamenty – zgięcie, odchodzenie od łydki, dodania, skrócenia, rozluźnienie, koła i zmiany chodów . Elbrus wymaga precyzyjnych sygnałów i na każdym kroku przypomina mi jak wielkie mam ubytki w technice i w podstawach.

DSC_0264

Dopiero wsiadając na niego i borykając się z kolejnymi problemami w rodzaju „nie umiem na nim zagalopować”, zorientowałam się, jak wiele ze swoich błędów zupełnie nieświadomie zrzucałam na konia, chociaż wydawało się przecież, że znam swoje jeździeckie przewinienia i niedociągnięcia i nie próbuję się ich wypierać. Taki stan rzeczy to chyba splot kilku okoliczności. Przede wszystkim Fabian przyjechał do mnie kompletnie zielony, a ja w tamtym czasie wiedziałam o jeździe konnej niewiele więcej niż bardziej rozgarnięty jeździec rekreacyjny. Ze swoim mizernym bagażem wiedzy i doświadczeń robiłam Fabiana sama, najpierw całkiem samodzielnie, potem trochę z pomocą Karola a jeszcze później Ali, ale jednak wciąż w dużej mierze pracowałam z nim ja. Popełniając po drodze masę błędów, do wielu tematów podchodząc na szybko, inne traktując po macoszemu. Skakałam na koniu na którym nie miałam w zasadzie kontroli w trzech chodach, który woził mnie po krzakach i na którym sukcesem było przejechanie koła bez wylądowania pod stajnią. Jeździłam dużo na wodzach, szczególnie wewnętrznej, miałam w sobie wiele niepewności i lęku, byłam spięta i trochę walczyłam o przetrwanie w siodle. Nie dążyłam do rozluźnienia i ruchu naprzód, tylko panicznie unikałam sytuacji potencjalnie stresujących. Ale jakoś tam przy tych wszystkich błędach udawało nam się z Fabianem iść na przód w taki czy inny sposób. Z czasem zaczęłam więcej czytać, więcej się uczyć, więcej słuchać i zrobiliśmy mały-wielki krok do przodu, naprawiliśmy trochę błędów, ale wciąż działaliśmy na zasadzie kompensacji wzajemnych problemów i przyzwyczajeń. Fabian znał w zasadzie (nie licząc ciążowej przerwy) tylko mnie jako jeźdźca, a i ja zapomniałam już chyba jak to jest siedzieć na dobrze zrobionym koniu. Nauczyliśmy się więc współpracować ze sobą mimo swoich złych nawyków. Dopiero siedząc na Elbrusie widzę, jak wiele błędów popełniałam z Fabianem podczas skoków i jak wiele z nich weszło mi tak w krew, że ciężko mi nad nimi zapanować. Widzę, jak zaburzoną miałam równowagę w płaskiej pracy, jak bardzo przesiadałam się do środka dodając wewnętrzną łydką, jak napinałam ramiona przy każdej zmianie, jak zakleszczałam kolana, jak bardzo jeździłam na wewnętrznej wodzy. Wiele spośród tych nawyków było odpowiedzią na działania Fabiana kompensowaniem jego krzywizn, przyzwyczajeń i nawyków. Podobnie działało to w drugą stronę, wiele spośród błędów Fabiana było spowodowanych moim brakiem równowagi i kontroli nad swoim ciałem.

DSC_0390

Jeżdżąc na Elbrusie mam poczucie, że uczę się jeździć konno od nowa, że muszę stawić czoła swoim problemom w siodle i je rozwiązać, zacząć panować nad swoim ciałem, na spokojnie, precyzyjnie używać pomocy i dobrze wykorzystywać swoją równowagę, mięśnie i ciężar ciała. To jest ceł długoterminowy, bo nawet z najlepszym koniem nie da się w tydzień przeskoczyć z chaotycznej jazdy na precyzyjną komunikację i poprawić kilkunastu rażących błędów. Duży jest jednak w tym wszystkim świetnym nauczycielem i jest to efekt kombinacji jego umiejętności z przyjaznym charakterem. Z jednej strony Elbrus najzwyczajniej w świecie dużo potrafi i to zarówno od strony ujeżdżeniowej, jak i w skokach. Widziałam go pod Justyną Rudą w Mosznej i pod jego właścicielem, więc wiem, że jeśli Elbrus czegoś nie robi, usztywnia się, nie pracuje zadem, to nie dlatego, że czegoś nie umie, tylko dlatego, że ja nie umiem o to poprosić. Stosunkowo niewiele w porównaniu do jazdy na Fabianie jest w naszych treningach pracy nad Dużym, oczywiście nie jest to koń idealny i jest kilka rzeczy, które gdzieś tam powoli poprawiamy. Zresztą wiadomo, że w tym sporcie trening to zawsze jest praca pary koń i jeździec, szlifowanie ich komunikacji, ale w tym wypadku na umiejętnościach i wiedzy Elbrusa mogę w dużej mierze polegać.  Z drugiej strony Bruś jest bardzo nastawiony na kontakt z człowiekiem i naprawdę się stara. To jest koń, który próbuje zrozumieć, który chce współpracować i nie miewa humorów. Jest wprawdzie typem do pchania, którego trzeba od początku bujnąć i przede wszystkim trzymać w rytmie od pierwszego kłusa, ale równocześnie jest otwarty na dialog z jeźdźcem. Nawet jeśli się złości, to złości się po misiowemu, jakby mówił „ej, no weź”, a nie gotował się z wściekłości. Zawsze się stara, ale nie odwala za jeźdźca jego działki, zmuszając mnie tym samym do pracy nad sobą i co krok pokazuje mi, gdzie jeszcze mam jakieś ubytki, co jeszcze powinnam szlifować.

DSC_0370

To wszystko nie sprawia jednak, że jazda na Dużym jest męką. Wręcz przeciwnie. Elbrus jest delikatny i miękki na pysku, giętki i elastyczny mimo swoich gabarytów. Jeżdżąc nad nim mam poczucie pełnej kontroli, więc nie przeszkadzają mi tłumy na hali czy ujeżdżalni (chociaż oczywiście wciąż mnie peszą, ale to już inny temat). Jest otwarty na komunikację, grzeczny i odważny. Przez te dwa tygodnie nie miałam jeszcze na nim złego dnia, takiego kiedy wydawało mi się, że nie ma ochotę na współpracę, nie chce mu się i w zasadzie ma mnie i mój trening w głębokim poważaniu. Nauka z Dużym jest przyjemnością i chociaż wiadomo, że uświadomienie sobie skali swoich błędów jest zawsze trudne, to przy tym koniu towarzyszy temu ogromna frajda z jazdy, taka zupełnie elementarna radość z jeździectwa, z przebywania z koniem, a każdy mały wielki sukces – chwila fajnego rozluźnienia, gładkie zagalopowanie, fajny skok, porządna lotna przynosi masę przyjemności i dumy, które, mój mąż świadkiem, przeżywam dużo dłużej niż wypada przyznać. Te kolejne błędy, nad którymi muszę pracować, a które uświadamia mi Elbrus nie są dla mnie źródłem frustracji a wyzwaniem, za którym kryje się zawsze drugie dno – odkrycie, że można jeździć lepiej, łatwiej i przyjemniej. To zresztą chyba jedna z najważniejszych lekcji, jaką daje jeździectwo każdemu, kto zdecyduje się traktować je poważniej niż tylko jako weekendowe hobby. Kolejne problemy to tylko kolejne wyzwania, z którymi trzeba się zmierzyć, a nie poddawać się im. Pamiętam, że na początku mojej współpracy z Fabsem często zdarzało mi się zsiadać z konia ze łzami w oczach. Dzisiaj nie połykam łez po nieudanym treningu nie dlatego że lepiej jeżdżą, chociaż i na to mam nadzieję, ale przede wszystkim dlatego, że porażki już mnie tak nie frustrują. W jeździectwie czasem wygrywasz, a czasem się uczysz. Z Elbrusem narazie bardzo dużo się uczę i czerpię z tego dużo frajdy, a po cichu liczę, że kiedyś przyjdzie i czas na wygrywanie.

DSC_0400

 

7 Comment

  1. Marta says: Odpowiedz

    Zazdroszczę takiego misiowatego konia. Nie ma nic fajniejszego, niż koń, który jest ciekawy człowieka, świata.. który nie jest znudzony.. który interesuje się, że ktoś do niego przyszedł, czyści go, siodła, wsiada na niego… super :) Musisz koniecznie nagrywać krótkie filmiki, z boksu, z jazdy :) Pozdrawiam!

    1. Kaja says: Odpowiedz

      Kiedy zaczęłam szukać konia, to jednym z moich wymagań było to, żeby ten koń był bezpieczny w obejściu, żebym bez stresu mogła go czyścić czy prowadzić w ręku z córką, ale taki misio jak Elbrus nawet mi się nie śnił. A tymczasem taki właśnie sympatyczny i łaknący kontaktu z człowiekiem misiek czeka na mnie codzień, domaga się drapania, zagląda do szafki i odpowiada na moje „cześć, Duży, jak Ci się spało dzisiaj?”. Absolutne spełnienie marzeń!

  2. Hej, świetny blog, ciekawe wpisy. Zajrzałam pierwszy raz tu dopiero wczoraj i żałuję że wcześniej cię nie znałam ^^ pozdrawiam i życzę sukcesów i przy okazji zapraszam do siebie dantesworldblog.wordpress.com

    1. Kaja says: Odpowiedz

      Dziękuję! <3

  3. Wiktoria says: Odpowiedz

    Koń-profesor z miłym usposobieniem to prawdziwy skarb! Swoją drogą, zawsze mnie fascynowała ta świadomość własnego ciała, którą jest potrzebna do poprawnej komunikacji z koniem, nie wspominając już o tym poziomie wtajemniczenia właściwym dla ujeżdżeniowców…
    Przy okazji chciałam się zapytać o model Twojego kasku :) i życzyć powodzenia dla Ciebie i Elbrusa

    1. Kaja says: Odpowiedz

      Dzięki bardzo! Elbrus to faktycznie skarb, bo na prawdę dużo umie, dużo więcej niż ja i jest niezłym nauczycielem, a przy tym jest przesympatycznym chłopakiem, z którym fajnie się pracuje i zwyczajnie przebywa. :) Co do kasku to jest to Casco Mistrall, który bardzo polecam. Casco to generalnie solidna firma i chociaż mój egzemplarz na szczęście nie przechodził poważniejszych crash testów, bo jakiegoś epickiego upadku w nim nie zaliczyłam, to z tego, co wiem ta marka bubli pod względem bezpieczeństwa nie wypuszcza, a przy tym, co już mogę potwierdzić z własnego doświadczenia – jest wygodny, lekki i człowiek nie poci się w nim jakoś szczególnie nawet latem. 😉

      1. Wiktoria says: Odpowiedz

        Dziękuję, właśnie o to mi chodzi. W sumie to zastanawiałam się nad Casco, ewentualnie Ked, ale Twoja opinia utwierdziła mnie w tym pierwszym. :)

Dodaj komentarz