Rok razem!

galopem_5720

No i minął nam z Elbrusem rok razem. Dwanaście miesięcy poznawania się, docierania, budowania wspólnej relacji, dwanaście miesięcy pracy, treningów – tych bardziej i tych mniej udanych, przekraczania moich granic, zupełnie nowych wyzwań i przede wszystkim dwanaście miesięcy wspólnej stajennej codzienności. Przez ten rok bardzo dużo się wydarzyło, sporo było różnych zawirowań, ale sama decyzja, żeby kupić Dużego – mimo trudnych początków – była zaskakująco łatwa. Cóż, być może właśnie tak wygląda miłość od pierwszego wejrzenia – nie zawsze racjonalna, a jednak zaskakująco pewna. O tym, że początki naszej wspólnej przygody nie były łatwe, pisałam już wiele razy. Im bardziej nie mogliśmy się zgrać, tym mocniej się spinałam i w efekcie tym gorzej szła nam komunikacja. Ze skokami też nie było różowo, Elbrus naprawdę często się zatrzymywał, a mnie bardzo szybko zaczęły te jego odmowy paraliżować. Jednym  słowem Duży trochę sprowadził mnie na ziemię i mocno zweryfikował moje spojrzenie na własne umiejętności jeździeckie. Z czasem metodą małych kroków, pod okiem naszego Trenera zaczęliśmy się z Elbrusem powoli docierać. Trzeba było czasu, cierpliwości, dobrego planu i solidnej, codziennej pracy, żebyśmy faktycznie się zgrali. Nie da się ukryć, że po drodze było sporo frustracji, sporo kłótni z Trenerem, wiele treningów, po których mój Mąż pytał mnie, po co my właściwie kupujemy tego konia, skoro jest źródłem złości i niezadowolenia. Wiele razy musieliśmy zrobić krok w tył, wbrew moim planom, marzeniom i ambicjom. Ale była też cała masa fantastycznych chwil, małych-wielkich sukcesów, a przede wszystkim poczucie, że wiele możemy się razem nauczyć.

DSC_4758
Początek naszej wspólnej przygody z Dużym był dla mnie impulsem do zmierzenia się z jeździectwem na płaszczyźnie, która bardzo długo była mi totalnie obca, a więc z pierwszymi wyjazdami ze stajni i treningami w nowym miejscu, a potem z pierwszymi startami. Znalazłam w tym nowym dla mnie świecie sporo radości z jeździectwa, z rywalizacji – tej z innymi zawodnikami, ale też z własnymi słabościami, a w samej sobie pokłady jakieś nowej dla mnie umiejętności radzenia sobie ze stresem. Ale tak naprawdę najważniejszym i najtrudniejszym wyzwaniem okazało się zmierzenie się z odpowiedzialnością stojącą za byciem właścicielem konia w pełnym tego słowa znaczeniu. O tym, jak jednoznaczna i ciężka potrafi być ta odpowiedzialność przekonałam się dobitnie, stawiając czoła problemowi bolesnych pleców Dużego, źle dopasowanego siodła i świadomości, że czasem trzeba się przyznać do błędu i zaniedbania. To była trudna, ale potrzebna lekcja.

1-1-kopia

K.S.p-7-kopia

Kiedy myślę o naszej wspólnej przygodzie, to mimo różnych zawirowań, które nam się przydarzyły po drodze, gorszych dni, moich notorycznie powtarzanych błędów, mam poczucie, że te dwanaście miesięcy intensywnej, ale rozsądnie poprowadzonej pracy, przyniosło efekty. Elbrus dał z siebie bardzo, bardzo dużo, myślę, że więcej niż spodziewało się wiele osób, a przy tym zmusił mnie do intensywnej pracy nad sobą. Przed nami, a przede wszystkim przede mną, jeszcze ogrom pracy, masa błędów do poprawienia, tematów do szlifowania i wyzwań, ale miło jest myśleć o nich z poczuciem, że idzie się w dobrym kierunku, nawet jeśli czasem bardzo małymi krokami.

DSC_3767-kopia

DSC_4313

DSC_3775-kopia

Treningi, praca i postępy to jeden element, ale te dwanaście miesięcy to dla mnie przede wszystkim rok bycia razem, wspólnej codzienności, nie tylko treningów, ale też tego czasu przed i po treningu, czy wizyt w stajni zupełnie niezwiązanych z faktyczną pracą pod siodłem czy na lonży. A więc rok spacerów, smarowania kopyt, masaży, kąpieli, czyszczenia, przyzwyczajania do trawy, zabierania na pastwisko, szykowania jedzenia, wspólnego lenistwa, wpadania do stajni tylko po to, żeby zajrzeć do boksu, podrapać po plecach i przejść się na chwilę na trawę. Zwyczajnej stajennej codzienności. Duży jest wdzięcznym i bardzo ciepłym koniem, takim, z którym miło jest zwyczajnie być. Nade wszystko łaknie kontaktu z człowiekiem. Przyznaję, że bywa uparty i ma swoje wady, ale jego wrażliwość i taka jakaś miękkość, sprawiają, że te wady rozmywają się i bledną. Prawda jest taka, że nawet gdyby z tych wszystkich miłych treningowych chwil, małych-wielkich sukcesów które przydarzyły nam się w tym roku, nie wydarzyłaby się żadna, w życiu nie zamieniłabym tego konia na innego. W końcu mówiłam już, że to jest miłość od pierwszego wejrzenia.

DSC_4491-kopia

DSC_3671

A jakie mamy plany na kolejny wspólny rok? Przede wszystkim dalej być, cieszyć się sobą i uczyć się razem. Cała reszta to tylko dodatki. Jeszcze teraz na jesieni czekają nas ostatnie w tym sezonie zawody. W październiku czeka nas szkolenie z Małgorzatą Morsztyn, bardzo się z tego cieszę, ale i bardzo boję, bo nigdy nie brałam udziału w szkoleniu z koniem, a nowości zawsze mnie paraliżują. Na wiosnę chciałabym oczywiście znowu startować. Może gdzieś po drodze zmierzę się w końcu z tematem zdawania odznak. Ale to wszystko szczegóły, tak naprawdę najważniejsze dzieje się w domu, na ujeżdżalni, hali, w terenie. Wspólne treningi, nauka i po prostu bycie razem przynosi najwięcej frajdy i to o nie w tym wszystkim przecież chodzi.

galopem_4606

Dodaj komentarz