Grudzień dobiegł końca i sporo osób dopytuje o to, czy Duży zostaje ze mną, czy szukam, albo już znalazłam innego konia. Myślę, że moja decyzja nie będzie wielkim zaskoczeniem. Wszak Elbrus, chociaż bardzo sympatyczny i ujmujący, nie jest koniem, jakiego szukałam. Nie jest ani skoczkiem, ani końskim samograjem, który pomoże i wyratuje na parkurze, nie jest koniem, który przymknie oko na błędy jeźdźca. Jego budowa i proporcje nie ułatwiają skoków, a tendencja do wypłaszczania i wydłużania się jest szczególnie niefortunna w tej dyscyplinie. Dotychczas był jeżdżony w specyficzny, męski sposób, który mnie nie ułatwiał pracy z nim. Jest koniem bardzo wrażliwym i niepewnym, ze skłonnością do zamykania się w swojej skorupie. No i zatrzymuje się. Bo chociaż nie jest skoczkiem, to jakieś tam doświadczenia w tej kwestii ma i wyniósł z nich właśnie ten paskudny nawyk odmawiania skoku.
Jest koniem o szczególnym charakterze. Wrażliwym i miękkim w środku, takim, któremu trzeba dać oparcie, zachętę i pewność, z którym trzeba rozmawiać, który musi zaufać i czuć się pewnie. Jest w tej swojej wrażliwości i niepewności bardzo wymagającym partnerem. Takim, który uwypukla i odzwierciedla wszystkie błędy, z którym nie można pozwolić sobie na chwilę niechlujstwa i braku skupienia. Jest otwarty na dialog i chętny, jeśli tylko umie się z nim rozmawiać i dać mu oparcie i pewność. To koń nastawiony na człowieka i na relację z nim. Im dłużej z nim pracuję i po prostu jestem, tym bardziej widzę, jak bardzo jest koniem jednego jeźdźca, jak bardzo na jego pracę i zaangażowanie bezpośrednio przekłada się zaufanie do człowieka i relacja, którą z nim zbuduje. Jak bardzo się stara i jak wiele z siebie daje, jeśli tylko znajduje oparcie i pewność w jeźdźcu.
Duży mimo swojej wrażliwości jest koniem z bardzo dobrą głową – spokojnym, pojętnym, chętnie współpracującym i skupionym, jeśli tylko odpowiednio się do niego podejdzie. To straszny introwertyk, który z zewnątrz może sprawiać wrażenie całkowicie zamkniętego i głuchego na jeźdźca, ale prawda jest taka, że jego po prostu nie można, ani za bardzo ścisnąć i zdusić, ani zbytnio zostawić samego. Jeśli tylko zbuduje się z nim właściwą relację, to ma się po drugiej stronie siodła naprawdę świetnego partnera. Takiego, który bardzo się stara, uważnie słucha i bardzo chce, który nie miewa fochów i potrafi dać z siebie naprawdę dużo. Przy odpowiednim nastawieniu i dobrej współpracy z człowiekiem szybko się uczy, jest bardzo plastyczny, otwarty na współpracę i chętny nawet do tych zadań, które sprawiają mu wyraźną trudność. Jest łasy na pochwały i małe czułości, a jeśli tylko się go zachęca i nie pozostawia samemu sobie, to dla tych pochwał daje z siebie, ile tylko potrafi.
Jego wielką zaletą jest stopień wyszkolenia. Duży jest koniem, który najzwyczajniej w świecie sporo umie. Wykonuje bez problemu elementy, których dotychczas tak naprawdę nie robiłam nigdy, a nauka z doświadczonym, a przy tym tak cierpliwym koniem to wielki komfort. Ma wspaniały, bardzo wygodny, obszerny galop, który początkowo sprawiał mi sporo kłopotów – z samym zagalopowaniem, z utrzymaniem rytmu, bo Duży miał nawyk utraty rytmu w tym chodzie, galopowania bardziej przodem niż od zadu, ale udało nam się ten temat przepracować. Chociaż na skali od konia do pchania do konia do przodu znajduje się bliżej tej pierwszej opcji, to pozostaje bardzo czuły na pomoce. Jest też koniem bardzo bezpiecznym. Ja wprawdzie wyleczyłam się ze swoich jeździeckich lęków i byłabym gotowa na zakup konia brykająco-płochliwego, o ile te zachowania pozostawałyby w granicach zdrowego rozsądku, ale mój koń ma być też w jakimś tam ułamku koniem rodzinnym. Lilka ma wprawdzie narazie niecałe trzy lata i czy w ogóle będzie jeździectwem zainteresowana, to się dopiero okaże. Ale przecież od dawna wsiada już ze mną na konia, bywa w stajni, zagląda ze mną do boksu i chociaż, jeśli faktycznie zechce nauczyć się jeździć konno, to będzie to robić pod okiem odpowiedniej osoby a nie zrzędzącej matki, to pewnie i na konia mamy od czasu do czasu też będzie chciała wsiąść. To wszystko sprawia, że nie mogłabym zdecydować się na konia niebezpiecznego, złośliwego czy bardzo płochliwego. A Duży jest koniem spokojnym, przemiłym i bardzo cierpliwym w obejściu. Takim, którego nie boję się czyścić czy prowadzić z młodą i którego ona sama chce odwiedzać przynajmniej kilka razy w tygodniu, ot żeby pomiziać go po szyi. Jest równie bezpieczny pod siodłem, bo chociaż wiele rzeczy go stresuje i budzi jego niepokój, to jest bardzo opanowany, a spokój jeźdźca błyskawicznie przekonuje go, że nie ma się czego bać.
Nie będzie więc chyba zaskoczeniem, jeśli napiszę, że zdecydowałam, że Duży zostaje ze mną. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że tak naprawdę ta decyzja zapadła już w sierpniu w Mosznej. Właśnie wtedy, kiedy wsiadłam na niego pierwszy raz (i nie umiałam zagalopować!). To nie oznacza jednak, że po drodze nie było chwil zwątpienia i wahania. Im było nam bardziej pod górkę, tym bardziej zastanawiałam się, czy nie jestem na tego konia za cienka i czy nie porywam się z motyką na słońce i nie decyduję się na zakup konia, na którym nie potrafię jeździć i z którym nie potrafię się dogadać. Konia z którym będę dreptać w miejscu, a nie się rozwijać. No i najważniejsze – czy nie jest jednak szaleństwem, żeby przy moim zakresie umiejętności, kupować, z myślą przecież o skokach konia, który nie tylko nie ma w tej dyscyplinie szczególnego doświadczenia, ale przede wszystkim notorycznie odmawia skoków. Koniec końców nad wszystkimi wątpliwościami zwyciężyło przekonanie, że Duży ze wszystkimi swoimi problemami jest koniem właśnie dla mnie – koniem, z którym wiele się nauczę, a przecież na tym zależy mi najbardziej. Prawdopodobnie Duży nie jest koniem do wygrywania, do skakania Bóg wie jakich wagonów i pokonywania parkurów z palcem w nosie, ale jest z całą pewnością koniem, z którym bardzo Dużo się nauczę, właśnie dlatego że jest bardzo czuły i bardzo wymagający względem jeźdźca. Nie będzie mnie przewoził, nie będzie za mnie odwalał mojej roboty, nie będzie tuszował moich błędów i niedociągnięć.
Pewnie jakimś tam kolejnym drobnym czynnikiem przemawiającym za zakupem Elbrusa oprócz tych wszystkich zdroworozsądkowych argumentów i tej zupełnie niezdroworozsądkowej miłości od pierwszego wrażenia, jest fakt, że widzę w tym koniu bardzo wiele swoich własnych cech charakteru. Taką specyficzną wrażliwość i skłonność do zamykania się. Niepewność i tendencję do rozsypywania się, do nieradzeniem sobie z presja, ale tez zawziętość i nastawienie na pracę. Im dłużej się z Dużym znamy tym bardziej widzę, jak jesteśmy do siebie podobni i chociaż nie zawsze jest to ułatwieniem w treningu, to zwyczajnie totalnie mnie w nim ujmuje.
Mieliśmy z Dużym oboje szczęście, że na siebie trafiliśmy. On – bo znalazł swojego człowieka, z którym będzie miał dobre, zrównoważone końskie życie i od którego dostanie tyle uwagi i poczucia bezpieczeństwa, ile potrzebuje. A ja – bo znalazłam niesamowitego konia, który sprawił, że rozstanie z Fabianem było przynajmniej trochę lżejsze, a sam manewr podejmowania decyzji o zakupie najbardziej komfortowy. Nasza wspólna przygoda napewno będzie dla mnie sporym wyzwaniem. To nie jest koń, z którym wszystko będzie przychodziło mi gładko i przyjemnie, to nie jest koń, który będzie tuszował moje błędy, z którym będę czuła, że jestem lepszym jeźdźcem niż jestem naprawdę. Ale myśle że to wspaniały, czuły i wymagający partner do wspólnej nauki, który zrobi ze mnie lepszego jeźdźca niż jestem dzisiaj i z którym będę z jeździectwa czerpać masę radości. Ten koń, chociaż nieidealny i w zasadzie zupełnie nietaki, jakiego szukałam, jest spełnieniem wielu moich marzeń i ciężko opisać, jak bardzo cieszę się, że to właśnie on wita mnie ze swojego boksu każdego dnia.
Bardzo miło czyta się Twój blog !! Jestem zaskocozna każdym zdaniem jakim tutaj przeczytałam. Kochasz konie i to widać, oby więcej takich ludziz takim podejściem do koni !!